Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie widząc nic występnego w jego obecności u pani de Villeparisis, rzekłem, nie zdając sobie sprawy jak bardzo go zranię i budząc w nim zarazem przeświadczenie, żem go zranił rozmyślnie: „I cóż, proszę pana, czuję się niemal rozgrzeszony z obecności swojej w salonie, skoro pana w nim spotykam”. Pan Legrandin wywnioskował z tych słów (taki przynajmniej sąd wydał o mnie w kilka dni później), że jestem szczególnie złe ladaco, znajdujące rozkosz w tem aby komuś dokuczyć.
— Mógłby pan być na tyle grzeczny aby się ze mną wprzód przywitać, odparł nie podając mi ręki wściekłym i trywialnym głosem, którego w nim nie podejrzewałem i który, nie będąc w racjonalnym związku z tem co Legrandin mówił zazwyczaj, zdradzał inny — bardziej bezpośredni i uderzający — związek z czemś co odczuwał. A ponieważ jesteśmy zdecydowani ukryć na zawsze to co czujemy, nigdy nie pomyśleliśmy o sposobie w jakibyśmy to wyrazili. I nagle daje się w nas słyszeć, niby potworna i nieznana bestja, zwierzę, którego głos może wręcz przestraszyć kogoś, kto przejmuje to mimowolne, pośrednie i prawie że nieodparte zwierzenie naszej wady lub przywary; przestraszyć tak, jak przestraszyłoby nagle, pośrednio i dziwacznie wyrażone wyznanie zbrodniarza, nie zdolnego się

93