Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spodzianie, wygłosiła w obecności autorki wiersze królowej Carmen Sylvy; to było coś cudownego!
„Co za perfidja! pomyślała pani de Villeparisis, To z pewnością o tem rozmawiała kiedyś pocichu z panią de Beaulaincourt i z panią Chaponay”.
— Byłam wolna, ale nie byłabym przyszła, odparła; słyszałam panią Ristori za jej dobrych czasów; teraz to już jest ruina. Przy tem nie cierpię wierszy Carmen Sylvy. Ristori była tu raz, przyprowadzona przez księżnę d’Aoste, aby powiedzieć jedną pieśń z Piekła Danta. Oto w czem jest niezrównana.
Alix zniosła cios bez drgnienia. Pozostała jak z marmuru. Spojrzenie jej było przenikliwe i puste, nos szlachetnie orli. Ale jeden z jej policzków łuszczył się. Lekkie, dziwne, zielono-różowe wegetacje pokrywały podbródek. Jedna zima więcej możeby ją zwaliła.
— O, proszę pana, jeżeli pan lubi malarstwo; niech pan spojrzy na portret pani de Montmorency — rzekła margrabina do pana Legrandin, aby przerwać nową falę komplementów.
Korzystając z tego, że Legrandin się oddalił, pani de Guermantes wskazała go ciotce ironicznem i pytającem spojrzeniem.
— To pan Legrandin, rzekła półgłosem pani de

90