Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wpływ jego kochanki, byłem już gotów radzić mu, aby posłał w djabły rodzinę. Łzy nabiegły do oczu młodej kobiecie, kiedym niebacznie poruszył temat Dreyfusa.
— Biedny męczennik — rzekła wstrzymując łkanie; — oni go tam uśmiercą.
— Uspokój się, Zizi; wróci, będzie uniewinniony, prawda wyjdzie na wierzch.
— Do tego czasu on umrze! Ale bodaj jego dzieci będą nosiły nazwisko bez zmazy. Myśl o tem ile on musi cierpieć, zabija mnie poprostu! I czy pan sobie wyobrazi, matka Roberta, kobieta nabożna, powiada, że powinni go trzymać na Djablej wyspie, nawet jeżeli jest niewinny. Czy to nie Ohyda?
— Tak, to najściślejsza prawda; mówi tak — rzekł Robert. — To moja matka, nie mam prawa jej sądzić; ale to pewna, że ona nie ma serca takiego jak Zizi.
W rzeczywistości, te śniadania, „takie milusie”, kończyły się zawsze nader burzliwie. Z chwilą bowiem gdy Saint-Loup znalazł się z kochanką w jakimś lokalu, wyobrażał sobie, że ona patrzy na wszystkich mężczyzn, robił się ponury, ona widziała jego zły humor, który może dla zabawy podsycała, ale którego, jeszcze prawdopodobniej, przez

25