Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tuzjazmu. Miałem wielkie zgryzoty, drogi panie, opowiem je panu może kiedy; straciłem żonę, istotę najszlachetniejszą, najpiękniejszą, najdoskonalszą, jaką można wymarzyć. Mam młodych krewnych, którzy nie są, nie powiem godni, ale nie są zdolni przyjąć moralnego dziedzictwa, o którem panu mówię. Kto wie, czy nie pan jesteś człowiekiem, w którego ręce ono może przejść, człowiekiem którego życiem będę mógł pokierować i wznieść je tak wysoko! Moje życie zyskało by na tem. Może wtajemniczając pana w wielkie sprawy dyplomatyczne, odnalazłbym samego siebie i dokonałbym wreszcie niezwykłych rzeczy, w których pan miałbyś udział. Ale zanim się o tem upewnię, musiałbym pana widywać często, bardzo często, codzień.
Chciałem skorzystać z tych dobrych intencyj pana de Charlus, aby go poprosić, czyby nie mógł ułatwić mi zbliżenia ze swoją bratową; ale w tej chwili jakgdyby elektryczny wstrząs skręcił mi ramię. To pan de Charlus wyrwał spiesznie z pod niego rękę. Mimo iż, mówiąc do mnie, cały czas biegał wzrokiem we wszystkich kierunkach, w tej chwili dopiero ujrzał pana d’Argencourt, wychodzącego z poprzecznej ulicy. Na nasz widok, pan d’Argencourt żachnął się lekko, objął mnie nieufnem spojrzeniem, niemal takiem, jakiem mierzy się osob-

249