Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drgnienia ust, były jedyną rewelacją osoby, której chciałby poznać prawdziwą istotę i sam jeden posiadać jej pragnienia. Nieruchomość tej wąskiej twarzy, niby ćwiartki papieru poddanej kolosalnemu ciśnieniu dwóch atmosfer, zdawała mi się zrównoważona dwiema nieskończonościami, które schodziły się na niej nie stykając się, bo ona je rozdzielała. I w istocie, patrząc na nią, każdy z nas dwu widział ją po innej stronie tajemnicy.
I nie „Rachela kiedy Pan” wydawała mi się czemś drobnem; raczej czemś ogromnem wydawała mi się potęga ludzkiej wyobraźni, złudzenie na jakiem się opierają cierpienia miłości. Robert ujrzał, że jestem wzruszony. Odwróciłem oczy ku gruszom i wiśniom, aby myślał, że to ich piękność mnie wzrusza. I wzruszała mnie potrosze w ten sam sposób; objawiała mi również coś, co się nie tylko widzi oczami, ale czuje sercem. Kiedy widziałem te drzewa w ogrodzie i wziąłem je za cudzoziemskich bogów, czyż nie pomyliłem się jak Magdalena, kiedy, w innym ogrodzie, w dniu którego rocznica miała niebawem nadejść, ujrzała postać ludzką i „myślała, że to ogrodnik”. Stróże wspomnień złotego wieku, piastuny obietnicy że rzeczywistość nie jest tem co się mniema, że przepych poezji, że cudny blask niewinności mogą w niej błyszczeć ci mogą się

18