Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie wracać z gołą głową; zapewne wprawiłem go w zakłopotanie, odsłaniając jego podstęp. Oświadczyłem panu de Charlus, że muszę przedtem coś powiedzieć Robertowi.
— Rozmawia właśnie z tym idjotą księciem de Guermantes.
— To śliczne co pan mówi, powtórzę to mojemu bratu.
— A, pan myśli, że to może interesować pana de Charlus? (Wyobrażałem sobie, że jeżeli baron ma brata, ten brat musi się nazywać również Gharlus. Saint-Loup dał mi wprawdzie jakieś objaśnienia w tej mierze w Balbec, ale zapomniałem ich).
— Kto panu mówi o panu de Charlus? rzekł baron impertynencko. Niech pan idzie do Roberta. Wiem, że pan brał dziś udział w jednej z orgji uprawianych z kobietą, która go okrywa hańbą. Powinienby pan użyć na niego swego wpływu, aby zrozumiał zgryzotę, jaką sprawia biednej matce i nam wszystkim, włócząc nasze nazwisko w błocie.
Byłbym rad odpowiedzieć, że na owem hańbiącem śniadaniu mówiło się tylko o Emmersonie, o Ibsenie, o Tołstoju, i że młoda kobieta prawiła Robertowi kazanie, żeby pił tylko wodę; aby dać jakąś pociechę Robertowi, który musiał cierpieć w swojej dumie, starałem się wybielić jego kochankę. Nie

225