Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nim do saloniku obok. Skierowałem się tam dość żywo, kiedy pan de Charlus, przypuszczając może że ja już wychodzę, opuścił nagle pana von Faffenheim z którym rozmawiał i skręcił tak, że się znalazł nawprost mnie. Ujrzałem z niepokojem, że on bierze kapelusz w którym było owo G z koroną książęcą. W drzwiach do saloniku baron rzekł, nie patrząc na mnie:
— Ponieważ widzę, że pan teraz bywa w świecie: niech mi pan zrobi tę przyjemność i odwiedzi mnie kiedy. Ale to dosyć skomplikowane, dodał niedbale a zarazem obliczając coś w myśli, tak jakby chodziło o przyjemność którejby już nie odnalazł, skoroby przepuścił sposobność omówienia ze mną warunków jej ziszczenia. Rzadko bywam w domu, musiałby pan napisać do mnie. Ale wolałbym to panu wytłumaczyć spokojniej. Wychodzę za chwilę. Czy zechce pan przejść ze mną kilka kroków? Nie zatrzymam pana długo.
— Raczy pan pozwolić, że panu zwrócę uwagę, rzekłem. Wziął pan przez omyłkę kapelusz któregoś z gości.
— Nie wolno mi wziąć własnego kapelusza?
Przypuszczałem — ile że to samo zdarzyło mi się nieco przedtem — że ktoś mu zabrał kapelusz i że baron wybrał sobie na chybi trafi jakiś inny, aby

224