Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwracając się do księcia — jeżeli sobie przyswoiłam za młodu wiedzę nieco poważniejszą niż inne dzieci wsi, zawdzięczam to bardzo niepospolitemu ziomkowi pańskiemu, panu von Schlegel. Spotkałam go w Broglie, dokąd mnie wzięła ciotka moja Kordelja (marszałkowa de Castellane). Przypominam sobie doskonale, że pan Lebrun, pan de Salvandy, pan Doudon, wyciągnęli go na rozmowę o kwiatach. Byłam kompletnem dzieckiem, nie mogłam dobrze zrozumieć, co on mówi. Ale on lubił się bawić ze mną, wróciwszy zaś do swego kraju, przysłał mi piękny zielnik na pamiątkę wspólnego spaceru faetonem do Val Richer, kiedy to zasnęłam na jego kolanach. Zachowałam ten zielnik; nauczył mnie odróżniać wszystkie właściwości kwiatów, które inaczej nie byłyby mnie uderzyły. Kiedy pani de Barante ogłosiła nieco listów pani de Broglie, pięknych i afektowanych jak ona sama, spodziewałam. Się znaleźć tam jakąś rozmowę z panem von Schlegel. Ale to była kobieta, która szukała w naturze. jedynie argumentów na rzecz religji.
Robert odwołał mnie w głąb salonu, gdzie był z matką.
— Jaki ty byłeś miły, rzekłem, jak ci podziękować! Czy będziesz mógł zjeść ze mną obiad jutro?
— Jutro, dobrze, jeżeli chcesz, ale w takim razie

220