Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którzy wkrótce potem mówią najczulej o sobie; stąd tyle bezeceństw opowiadanych przez przyjaciela o najbliższym przyjacielu, z którym już zdąży się pogodzić zanim my zdołamy ochłonąć z naszego zdumienia; stąd tyle zdeptanych przymierzy między narodami i to w tak krótkim czasie!
— Mój Boże, ależ tam ciepło między wujaszkiem a panią Swann! rzekł do mnie Saint-Loup. A mama, która w niewinności ducha przeszkadza im! Czystym wszystko jest czyste!
Patrzałem na pana de Charlus. Jego szpakowaty czub, uśmiechnięte oko z brwią stroszącą się nad monoklem, czerwony kwiat w butonierce, tworzyły niby trzy ruchome szczyty konwulsyjnie drgającego i uderzającego trójkąta. Nie odważyłem mu się ukłonić, bo nie ośmielił mnie żadnym znakiem. Ale, mimo że się baron nie zwrócił w moją stronę, byłem przekonany że mnie widział; opowiadał jakąś historję pani Swann, której wspaniały płaszcz koloru bratków spływał aż na kolana barona, przyczem biegające oczy pana de Charlus, podobne oczom domokrążcy, który drży przed zjawieniem się „gliny”, przepatrzyły z pewnością każdą okolicę salonu i zanotowały wszystkich obecnych. Kiedy pan de Châtellerault podszedł aby się z nim przywitać, nic na twarzy pana de Charlus nie zdradziło że

210