Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nią Swann, która zdawała się dosyć zakłopotana moim widokiem. Przypominała sobie z pewnością, że wcześniej niż ktokolwiek mówiła mi, że jest przekonana o niewinności Dreyfusa.
— Nie chcę, żeby mnie ciotka przedstawiała pani Swann, rzekł do mnie Saint-Loup. To ex-kokota. Jej mąż to żyd, a ona nam odwala nacjonalizm. O, przyszedł wuj Palamed.
Obecność pani Swann miała dla mnie specjalne znaczenie dzięki faktowi, który się zdarzył kilka dni wprzódy, a który trzeba przytoczyć, dla następstw jakie miał mieć o wiele później; opowiemy je szczegółowo kiedy przyjdzie właściwy moment. Zatem, kilka dni przed tą wizytą, spotkała mnie inna znów wizyta, doprawdy nieoczekiwana: wizyta Karola Morel, nieznanego mi syna dawnego kamerdynera w domu wuja Adolfa. Ten mój wujeczny dziadek (ten sam, u którego spotkałem „różową damę”) umarł poprzedniego roku. Jego kamerdyner objawiał kilka razy zamiar odwiedzenia mnie; nie znałem celu jego wizyty, ale byłbym go ujrzał chętnie, bo dowiedziałem się przez Franciszkę, że zachował prawdziwy kult dla pamięci wuja i odbywał przy każdej sposobności pielgrzymki na cmenarz. Ale, zmuszony udać się dla zdrowia w swoje strony i spodziewając się pozostać tam dłużej, wyprawił

200