Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale ponieważ ją znam z widzenia, zerwę się na czas.
— Upewniam cię, Oriano, ona jest bardzo miła, to wyborna osoba — rzekła pani de Marsantes.
— Nie wątpię, ale nie czuję żadnej potrzeby sprawdzać tego osobiście.
— Czy jesteś zaproszona do lady Israel? — spytała pani de Villeparisis księżnej, aby odmienić rozmowę.
— Ależ, Bogu dzięki, ja jej nie znam — odparła pani de Guermantes. — To naszej Marji trzeba o to pytać. Ona ją zna, nigdy nie mogłam pojąć czemu.
— Znałam ją w istocie — odparła pani de Marsantes; — wyznaję swoje błędy. Ale jestem zdecydowana jej już nie znać. Zdaje się, że to jedna z najgorszych, i nie kryje się z tem. Zresztą, wszyscy byliśmy zbyt ufni, zbyt gościnni. Noga moja już nie postanie u nikogo z tej nacji. Zamykało się drzwi starym kuzynom z prowincji, ludziom tej samej krwi, a otwierało się je Żydom. Widzimy teraz, jak nam za to dziękują. Niestety, nie mam prawa nic mówić; mam czarującego syna, który, jak młody wartogłów, wygłasza wszystkie możliwe niedorzeczności — dodała, słysząc że pan d’Argencourt robi aluzję do Roberta. — Ale à propos Roberta, czy ty go nie widziałaś? — spytała zwracając

181