Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słowa; nie wyciągnęła doń ręki. Scena ta wprawiła Blacha w niesłychane zdumienie, ale ponieważ krąg stojących dokoła osób był jej świadkiem, nie sądził aby ją mógł przeciągać bez ujmy dla siebie; aby wyrwać margrabinę z bierności, sam podał rękę, której ona nie kwapiła się podjąć. Pani de Villeparisis uczuła się zgorszona; ale zapewne, dając doraźną satysfakcję archiwiście oraz obozowi antydreyfusistów, chciała jednak zabezpieczyć sobie przyszłość; poprzestała na spuszczeniu powiek i przymknięciu oczu.
— Zdaje się że śpi — rzekł Bloch do archiwisty, który, czując poparcie margrabiny, przybrał wyraz oburzony. — Moje uszanowanie pani — krzyknął Bloch.
Margrabina poruszyła lekko wargami, niby umierająca, która chciałaby otworzyć usta, ale już nie poznaje. Następnie odwróciła się, kipiąca odzyskanem życiem, ku margrabiemu d’Argencourt, podczas gdy Bloch oddalał się, przekonany że ona jest „zramolała”. Ciekawość i chęć przeniknięcia tak dziwnego zdarzenia zaprowadziły go do margrabiny po kilku dniach. Przyjęła go bardzo uprzejmie, bo była dobra kobieta, bo archiwisty nie było, bo zależało jej na bluetce, którą Bloch miał u niej wystawić; a wreszcie bo odegrała już swoją scenę

173