Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łek, siostrzeńcy, kuzyni i szwagrowie dodawali imię męża lub drugie jej imię, zwąc ją Marja Gilbertowa lub Marja Jadwiga.
— Zresztą w wilję był rodzaj próby generalnej, to było ładne! ciągnęła ironicznie pani de Guermantes. Wyobraźcie sobie, kiedy powiedziała zdanie, a nawet nie, ćwierć zdania, zatrzymywała się; robiła pauzę, doprawdy nie przesadzam przez pięć minut.
— Au, au, au! — krzyknął pan d’Argencourt.
— Najuprzejmiej w świecie pozwoliłam sobie zwrócić jej uwagę, że to się może wyda trochę dziwne. Odpowiedziała dosłownie: „Trzeba zawsze mówić każdą rzecz tak, jakby się ją właśnie samemu tworzyło”. Skoro się trochę zastanowić, ta odpowiedź jest monumentalna!
— Ja myślałem, że ona nieźle mówi wiersze, rzekł jeden z dwóch młodych ludzi.
— Nie ma o tem zielonego pojęcia, odparła pani de Guermantes. Zresztą ja nie potrzebowałam jej słyszeć. Wystarczyło mi widzieć ją jak sunie ze swoją leliją. Od razu zrozumiałam, że ona nie ma talentu, kiedym zobaczyła leliję.
Wszyscy się zaśmiali.
— Ciociu, nie pogniewała się chyba ciocia na

140