Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pęcherzyk żółciowy, rzekł Bloch skandując wyrazy z szatańską ironją.
— A, właśnie mój siostrzeniec Châtellerault ma tam jechać; powinnibyście się panowie wybrać razem. Czy on jest jeszcze tutaj? Wie pan, to bardzo miły chłopiec, — rzekła pani de Villeparisis może z dobrą wiarą, sądząc iż dwaj młodzi ludzie, obaj jej znajomi, nie mają żadnej racji nie zaprzyjaźnić się z sobą.
— Och, nie wiem czyby on miał ochotę, nie znam go... to jest znam... tak... trochę; o, stoi tam, rzekł zawstydzony i uszczęśliwiony Bloch.
Kamerdyner nie musiał bardzo dokładnie powtórzyć panu de Norpois zlecenia, z którym go wysłano. Bo ambasador, chcąc udać że przychodzi z ulicy i że jeszcze nie widział pani domu, wziął w przedpokoju na chybił trafił jakiś kapelusz i wchodząc ucałował ceremonialnie rękę pani de Villeparisis, pytając jej o zdrowie z zainteresowaniem świadczącem o dłuższej nieobecności. Nie wiedział, że pani de Villeparisis z góry odjęła wszelkie prawdopodobieństwo tej komedji, którą przecięła zresztą natychmiast, biorąc pana de Norpois i Blocha do sąsiedniego salonu. Widząc cały aparat uprzejmości rozwinięty dla osoby której nie utożsamił jeszcze z panem de Norpois, oraz nawzajem ceremonjalne,

123