Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wielkiej jadalni, poza któremi, w porze gdy słońce gasło, nieruchome skrzydła dalekich i błękitnych statków robiły wrażenie egzotycznych motyli nocnych w witrynie. Kelner ten, sam namagnesowany przez swój kontakt z potężnym magnesem Balbec, stawał się z kolei dla mnie magnesem. Spodziewałem się, przez rozmowę z nim, znaleźć się już niejako w styczności z Balbec, zakosztować na miejscu nieco czaru podróży.
Wyszedłem rano z domu, gdzie zostawiłem Franciszkę biadającą, ponieważ lokaj księżnej znowuż poprzedniego dnia nie mógł odwiedzić narzeczonej. Franciszka zastała go we łzach; o mało nie spoliczkował odźwiernego, ale się opanował, bo zależało mu na miejscu.
Zanim się spotkałem z Robertem, który miał mnie oczekiwać u siebie przed bramą, natknąłem się na pana Legrandin, którego straciliśmy z oczu od czasu Combray; mocno już szpakowaty, zachował w rysach coś młodego i serdecznego. Zatrzymał się:
— Haha! — rzekł — widzę, że z pana cały elegant. W tużurku! Ten tużurek, to liberja, z którą moja niepodległość nie umiałaby się pogodzić. Prawda że z pana teraz człowiek światowy, chodzi pan z wizytami. Na to aby pomarzyć, jak ja to czynię,

6