Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

razie ograniczyć do tego, czego urokowi już bezwiednie i nieświadomie ulegałem) oczy jej, w których zamknięte było, niby na jakim obrazie, błękitne niebo francuskiego popołudnia, czyste, skąpane w świetle nawet kiedy to światło nie lśniło; głos w pierwszej chwili jakgdyby zachrypnięty, niemal gminny, w którym włóczyło się, niby na stopniach kościoła w Combray lub cukierni na rynku, leniwe i tłuste złoto prowincjonalnego słońca. Ale tego pierwszego dnia nie rozróżniałem nic; moja żarliwa uwaga rozpylała natychmiast to niewiele co mogłem pochwycić i w czem mógłbym odnaleźć coś z nazwiska Guermantes. W każdym razie powiadałem sobie, że to ją niewątpliwie oznacza dla całego świata nazwisko księżnej de Guermantes; że to właśnie ciało zawiera niepojęte życie określone tem nazwiskiem; wprowadziło ją oto w sferę odmiennych istot, w ten salon który ją otaczał ze wszystkich stron, a od którego odcinała się tak żywo, że widziałem niejako, tam gdzie to życie przestało się rozpościerać, smugę wrzenia określającą jej granice: w obwodzie, jaki rysował na dywanie krąg niebieskiej jedwabnej spódnicy i w jasnych źrenicach księżnej, w przecięciu zainteresowań, wspomnień, niepojętej, wzgardliwej, rozbawionej i ciekawej myśli która je wypełniała oraz

95