Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chwila, w której, nawet będąc chory, nawet gdybym miał to przypłacić życiem, musiałem zobaczyć Bermę. Ale teraz, niby pagórek który zdaleka wydaje się z lazuru, a z bliska wsiąka w nasze pospolite widzenie przedmiotów, wszystko to opuściło świat absolutu i było już tylko rzeczą podobną do innych, którą przyjmowałem do świadomości, ponieważ byłem tam obecny; artyści byli ludźmi z tej samej materji co moi znajomi, starali się mówić możliwie najlepiej te wiersze z Fedry, które też nie były już wzniosłą i indywidualną, odrębną od wszystkiego istnością, ale mniej lub więcej udatnemi wierszami, gotowemi utonąć w olbrzymiej masie francuskich wierszy, z któremi się mieszały. Zniechęcenie moje było tem głębsze, że o ile przedmiot mojego upartego i czynnego pragnienia już nie istniał, w zamian za to wciąż istniała ta sama skłonność do opętania marzeniem, zmieniającem się z roku na rok, ale wiodącem mnie do nagłego wybuchu niedbającego na niebezpieczeństwa. Jakiś dzień, kiedy, będąc chory, wybrałem się aby oglądać w pewnym zamku obraz Elstira lub średniowieczny kobierzec, tak bardzo podobny był do dnia gdy miałem jechać do Wenecji, lub kiedym poszedł oglądać Bermę, lub pojechałem do Balbec, że z góry czułem, iż obecny przedmiot mojej ofiary zostawi mnie po niedługim

66