Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

spotykało się nagle, niby błysk niewidocznego drogiego kamienia, fosforescencję pary sławnych oczu, lub — niby medaljon Henryka IV odcinający się na czarnem tle — wydatny profil księcia d’Aumale, do którego niewidzialna dama krzyczała: „Niech Wasza Wysokość pozwoli sobie zdjąć palto”, na co książę odpowiadał: „Ale nie, cóż znowu, pani d’Ambresac”. Mimo słabej obrony, dama postawiła na swojem, i wszyscy zazdrościli jej tego honoru.
Ale w innych parterowych lożach, białe boginie, zamieszkujące te mroczne miejsca, prawie wszędzie schroniły się pod ciemne ściany, pozostając niewidzialne. Jednakże, w miarę trwania spektaklu, mglisto-ludzkie ich kształty wyłaniały się miękko jeden po drugim z głębin nocy którą wyścielały i wychylając się ku światłu, ukazywały ich pół nagie ciała. Ciała te zatrzymywały się na prostopadłej granicy i na pół-mrocznej powierzchni, gdzie lśniące twarze jawiły się poza roześmianym, pienistym i lekkim szelestem pierzastych wachlarzy, pod gęstwą usianych perłami purpurowych włosów, jakgdyby sfalowanych przypływem; potem zaczynały się fotele parterowe, siedziba śmiertelników na zawsze oddzielona od ciemnego i przeźroczystego królestwa, dla którego tu i ówdzie tworzyły granicę, swoją płynną i pełną powierzch-

57