Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ruchy swego zwierzęcego gatunku, obnosi oczy namalowane z dwóch stron swego dzioba nie wkładając w nie spojrzeń, i rzuca się nagle na spinkę lub na parasol, jako łabędź, nie pamiętając że jest bogiem. Ale jak podróżny zawiedziony pierwszym widokiem miasta, powiada sobie, iż przeniknie może jego czar zwiedzając muzea, nawiązując znajomość z ludem, pracując w bibljotekach, tak ja powiadałem sobie, że gdybym bywał u pani de Guermantes, gdybym należał do jej przyjaciół, gdybym wdarł się w jej egzystencję, poznałbym, co pod swoją pomarańczową i błyszczącą powierzchnią nazwisko jej mieści realnie, przedmiotowo, dla innych, skoro przecież przyjaciel ojca mówił, że kółko Guermantów jest czemś odrębnem w faubourg Saint-Germain.
Życie, które (jak sądziłem) musiano tam prowadzić, wypływało ze źródła będącego tak poza sferą doświadczeń, wydawało mi się czemś tak odrębnem, że nie mógłbym sobie wyobrazić na wieczorach księżnej osób, z któremi bym się gdzieś stykał wprzódy, osób realnych. Bo wówczas, nie mogąc nagle zmienić swój natury, musiałyby tam mówić rzeczy analogiczne do tych które znałem; partnerzy ich zniżyliby się może do odpowiadania im w tem samem ludzkiem narzeczu; a zatem, w ciągu wie-

40