Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nej zjaw nocy, na którą otwierają się same tylko uszy, lekki szmer — szmer abstrakcyjny — szmer zniesionej odległości — i oto zwraca się do nas głos drogiej istoty.
To ona, to jej głos mówi do nas, jest tutaj. Ale jakiż daleki! Ileż razy nie mogłem go słuchać bez ucisku serca, jakgdybym, wobec niemożliwości widzenia — bez długich godzin podróży — tej, której głos był tak blisko mego ucha, lepiej czuł, ile zawodnego jest w pozorze najsłodszego zbliżenia i jak daleko możemy być od ukochanych osób w chwili gdy się zdaje że wystarczyłoby wyciągnąć rękę aby je zatrzymać. Rzeczywista obecność — ten głos tak bliski — przy istotnem rozłączeniu! Ale także przedsmak wiekuistej rozłąki! Często, słuchając w ten sposób, nie widząc tej co do mnie mówiła z tak daleka, miałem wrażenie, że ten głos woła z głębokości skąd się nie wraca, i poznałem ucisk serca, jaki miałem odczuć kiedyś, kiedy głos wróci w ten sposób (sam, nie związany z ciałem, którego nie miałem już nigdy ujrzeć) aby szeptać do mego ucha słowa, które byłbym chciał ucałować w przelocie na wargach zmienionych w proch na wieki.
Tego dnia, niestety, w Doncières cud się nie spełnił. Kiedym wchodził do kabiny, okazało się że babka już mnie wzywała; wszedłem, linja była zaję-

217