Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czysz, wspaniała jest”... Że zaś nasiąkł pewnym językiem, jakim mówiono w otoczeniu tej kobiety w kołach literackich, dodał: „Ma coś syderalnego, a nawet watycznego, rozumiesz co przez to chcę powiedzieć; poeta, który był prawie kapłanem.”
Szukałem przez cały obiad pretekstu, któryby pozwolił Robertowi poprosić ciotki aby mnie przyjęła, nie czekając jego bytności w Paryżu. Otóż pretekstu tego dostarczyło mi pragnienie ujrzenia obrazów Elstira, wielkiego malarza, którego obaj z Robertem poznaliśmy w Balbec. Pretekst, w którym było zresztą coś prawdy; o ile bowiem w swoich wizytach w pracowni Elstira szukałem w jego malarstwie tego aby mnie przywiodło do zrozumienia i miłości rzeczy lepszych od samego jego malarstwa — prawdziwej odwilży, autentycznego prowincjonalnego rynku, żywych kobiet na plaży (conajwyżej byłbym u niego zamówił portret realności, których nie umiałem zgłębić, jak np. szpaleru głogów, nie aby mi utrwalił ich piękność, ale aby mi ją odkrył), tak teraz przeciwnie chęć moją podsycały oryginalność i urok tych obrazów, i ponad wszystko pragnąłem ujrzeć inne płótna Elstira.
Miałem zresztą uczucie, że najbłahsze jego obrazy są czemś innem niż arcydzieła nawet większych malarzy. Dzieło jego było niby zamknięte królest-

202