Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie nadzieję, że ja, w tem życiu w Doncières, w stosunku do wszystkich tych oficerów, o których słuchałem rozmów popijając Sauternes rzucające na nich swój uroczy refleks, nie padam może ofiarą tego samego „zbliżenia“ które tak mi powiększyło, dopóki byłem w Balbec, króla i królowę Oceanji, kółko czworga smakoszów, młodego gracza, szwagra pana Legrandin, teraz zmalałych w moich oczach wręcz do nie istnienia. To, co mi się podoba dziś, nie stanie mi się może jutro obojętne, jak mi się to zawsze zdarzało dotąd; istota, którą jestem jeszcze w tej chwili, nie jest może skazana na bliskie zniweczenie, skoro, do żarliwej i przelotnej pasji, jaką w ciągu tych kilku wieczorów wkładałem we wszystko co tyczy życia wojskowego, to co mi mówił przed chwilą Saint-Loup w przedmiocie strategji, przydawało treść intelektualną, trwałą, zdolną mnie przywiązać natyle silnie, abym mógł uwierzyć, nie starając się oszukać samego siebie, że, wyjechawszy stąd, będę się nadal interesował pracami swoich przyjaciół z Doncières i że nie omieszkam tu wrócić. Ale, aby się tem bardziej upewnić, że sztuka wojenna jest w istocie sztuką w duchowem znaczeniu słowa, rzekłem do Roberta:
— Interesuje mnie pan, przepraszam, interesujesz mnie bardzo; ale, powiedz, jedno mnie w tem

181