Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

marzenia, siedziba ta odbijała owe marzenia w samych swoich kamieniach, nabierających własności zwierciadła, niby powierzchnia chmury lub jeziora. Bezcielesna baszta, która była jedynie smugą pomarańczowego światła, a z której wyżyn pan zamku oraz jego małżonka rozstrzygali o życiu i śmierci wasalów, ustąpiła miejsca — na samym krańcu owej „strony Guermantes”, gdzie tyle razy, w piękne popołudnie, szedłem wraz z rodzicami brzegiem Vivonne — ustąpiła miejsca okolicy obfitej w strumienie, gdzie księżna uczyła mnie łowić pstrągi i poznawać kwiaty o fioletowych i czerwonawych kiściach, strojące niskie mury dookolnych zagród; potem były to dziedziczne dobra, poetyczna rezydencja, gdzie dumna rasa Guermantów, niby pożółkła i zdobna kwiatonami wieża, która przetrwała wieki, wznosiła się już nad Francją, wówczas gdy niebo było jeszcze puste, tam gdzie miały się później wznieść Notre-Dame de Paris i Notre-Dame de Chartres, wówczas kiedy na szczyci wzgórza Laon nawa katedry nie osiadła niby arka potopu na szczycie góry Ararat, pełna Patrjarchów i Sprawiedliwych, trwożnie wychylających się z okien dla sprawdzenia czy gniew boży się uśmierzył, niosąca z sobą odmiany roślin mających się rozmnożyć na ziemi, kipiąca zwierzętami wydzierającemi się nawet przez wieże, skąd

12