Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Och, przykrość! jakże! Ależ radość, łzy radości, nieznane szczęście![1]
— Jak ja panu dziękuję... ci dziękuję. Kiedy pan... ty zaczniesz? To mi robi taką przyjemność, że jeżeli chcesz, możesz nic nie zrobić w sprawie pani de Guermantes, to „ty” wystarczy mi.
— Zrobi się i jedno i drugie.
— Och! Robercie! Słuchaj — rzekłem jeszcze do Roberta podczas obiadu — och, jakie to komiczne, ta rozmowa wciąż przerywana i zresztą nie wiem czemu — wiesz, pamiętasz tę osobę o której ci mówiłem?
— Tak.
— Wiesz dobrze, o kim mówię?
— Ależ jakże, czy bierzesz mnie za kretyna, matołka?
— Czy nie zechciałbyś mi dać jej fotografję?
Chciałem go prosić jedynie o pożyczenie. Ale w chwili gdym mówił, ogarnął mnie lęk, prośba moja wydała mi się zbyt śmiała; aby tego nie okazać, sformułowałem ją brutalnie i wyolbrzymiłem ją jeszcze, tak jakby była zupełnie naturalna.

— Nie, musiałbym jej wprzód poprosić o pozwolenie, odparł.

  1. Słynny cytat z Myśli Pascala.
163