Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie i zręcznie rozwiera mu powieki i pokazuje wyjęte ziarnko piasku; chory jest wyleczony i uspokojony. Wszystkie moje udręki rozwiązywała depesza, którą Saint-Loup podejmował się wysłać. Życie zdawało mi się tak inne, tak piękne, byłem przepełniony takim nadmiarem siły, żem pragnął działać.
— Co ty teraz robisz? pytałem Roberta.
— Muszę cię opuścić, bo za trzy kwadranse wymarsz, potrzebują mnie.
— To był dla ciebie wielki kołpot przyjść tutaj?
— Nie, żaden kłopot, kapitan był bardzo uprzejmy; powiedział, że z chwilą gdy chodzi o ciebie, powinienem iść, ale ostatecznie nie chcę aby się wydawało, że tego nadużywam.
— A gdybym wstał prędko i wybrał się na własną rękę w okolice gdzie macie ćwiczenia? Toby mnie bardzo interesowało, a w pauzach moglibyśmy może gawędzić sobie.
— Nie radzę ci: nie spałeś, nabiłeś sobie głowę czemś co, ręczę ci, niema żadnego sensu; zatem teraz, kiedy cię to już nie dręczy, obróć się do ściany i śpij, co ci wybornie zrobi na demineralizację twojej tkanki nerwowej. Ale nie zasypiaj zbyt szybko, bo ta szelma muzyka będzie przechodziła pod two-

142