Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kiedym chciał wyjść lub wrócić nie posługując się windą i nie przechodząc przez główne schody, mniejsze schodki prywatne, już nie używane, nadstawiały mi swoje stopnie, tak składnie zbudowane że linja ich zdawała się posiadać doskonałą gradację, w rodzaju tej, jaka w kolorach, zapachach, smakach, budzi w nas często specjalną rozkosz. Ale trzeba mi było przybyć aż tutaj, aby poznać przyjemność związaną z wchodzeniem i schodzeniem, jak niegdyś musiałem się znaleźć w alpejskiej miejscowości klimatycznej, aby się przekonać, że niedostrzegany zazwyczaj akt oddychania może być ciągłą rozkoszą. Odczułem tę folgę w wysiłku, daną nam jedynie przez rzeczy do których przywykliśmy oddawna, kiedym pierwszy raz postawił nogi na tych stopniach, poufałych zanim je znałem, tak jakby posiadały — może złożoną i wcieloną w nie przez dawniejszych panów, których przyjmowały co dnia — antycypowaną słodycz nie nabytych jeszcze przeze mnie przyzwyczajeń, słodycz zdolną jedynie osłabnąć skoro się z nią oswoję.
Otworzyłem pokój, podwójne drzwi zamknęły się za mną, draperja wpuściła milczenie, nad którem uczułem jakąś upajającą królewskość. Zdobny cyzelowanym mosiądzem marmurowy kominek — błędem byłoby przypuszczać, że ten kominek umiał je-

130