Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

słuchany, a muzyczny, bo jest nietylko głosem władzy wzywającej od posłuchu, ale i głosem mądrości wzywającej do szczęścia.
— A! wolałbyś spać tutaj blisko mnie, niż iść sam do hotelu, rzekł śmiejąc się Saint-Loup.
— Och, Robercie, okrutny jesteś, że traktujesz to ironicznie — rzekłem — skoro wiesz, że to niemożliwe i że tam będę tak cierpiał!
— Sprawiasz mi wielką przyjemność, rzekł; bo właśnie pomyślałem sam z siebie, że ty wolałbyś zostać dzisiaj wieczór tutaj. I specjalnie o to poszedłem prosić kapitana.
— I pozwolił? wykrzyknąłem.
— Bez najmniejszej trudności.
— Och! ubóstwiam go!
— Nie, to za wiele. A teraz, pozwól mi zawołać ordynansa, by się zajął naszym obiadem — dodał, gdy ja się odwróciłem aby ukryć łzy.
Raz po raz wchodził któryś z kolegów Roberta. Wyrzucał ich za drzwi.
— No, zmywaj!
Prosiłem go, aby im pozwolił zostać.
— Ale nie, zanudziliby cię, to są ludzie całkowicie nieokrzesani, którzy umieją mówić tylko o wyścigach, o ile nie o czyszczeniu koni. A i mnie zepsuliby te tak drogie chwile, których tak bardzo

122