Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ptasi dziób, wypukłe oczy były przenikliwe i niebieskie.
Pewnego dnia, przechadzałem się parę godzin po ulicy, nie widząc pani de Guermantes, kiedy nagle ze sklepu mleczarza wciśniętego między dwa pałace w tej arystokratycznej i ludowej dzielnicy, wyłoniła się mętna i nowa twarz eleganckiej kobiety, która kazała sobie pokazywać serki śmietankowe; zanim miałem czas rozpoznać tę twarz, uderzyło mnie niby błyskawica spojrzenie księżnej dotarłszy do mnie szybciej od reszty obrazu. Innym razem, nie spotkawszy jej i słysząc jak bije południe, zrozumiałem że nie warto już czekać i wracałem smutno do domu; pochłonięty swoim zawodem, patrząc bezmyślnie na powóz który się oddalał, zrozumiałem nagle, że ruch głowy jaki dama wykonała w oknie powozu był dla mnie, i że ta dama, której apatyczne i blade, lub przeciwnie napięte i żywe rysy tworzyły pod okrągłym kapeluszem i wysoką egretką twarz obcej a przynajmniej nie poznanej osoby, to jest pani Guermantes: przeoczyłem jej ukłon, nie odkłoniwszy się nawet! I niekiedy, wracając, widziałem ją w loży portjera, gdzie wstrętny odźwierny, którego badawczych spojrzeń nienawidziłem, składał jej uniżone pokłony, a z pewnością i raporty. Bo cały personel Guermantów, ukryty za

95