Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wrażenie zbiornika, więcierza, gdzie rybak nagromadził olśniewające ryby, które, wpół wystając z wody i skąpane w promieniach, migocą mieniącym się blaskiem.
— W kilka godzin później, w czasie obiadu, który oczywiście podawano w sali jadalnej, zapalano światła, choć na dworze było jeszcze jasno. Obok chorągwi majaczących w zmierzchu i wyglądających na blade widma wieczoru, widać było krzewy, których ciemną zieloność przeszywały ostatnie promienie i które, z oświeconej lampami jadalni widziało się za oszkleniem — już nie, jakby można rzec, jak damy spożywające o schyłku dnia podwieczorek, wzdłuż sinego i złotego korytarza, w lśniącej i wilgotnej siatce — ale jak wegetacje blado-zielonego olbrzymiego akwarjum o nadnaturalnem świetle. Wstawano od stołu, a o ile w czasie posiłku goście, przyglądając się sobie wzajem, rozpoznając się, pytając o nazwiska osób przy sąsiednich stolikach, powstawali skupieni dokoła własnego stołu, siła przyciągająca, wiążąca ich do amfitrjona tego wieczoru, traciła swoją moc w chwili gdy przechodzili na kawę do galerji opustoszałej po podwieczorku. Zdarzało się często, iż w trakcie zmiany miejsca, taki wędrowny obiad tracił jeden lub kilka swoich atomów, które, uległszy zbyt silnemu przyciąganiu innego obiadu, odczepiały się na chwilę od własnego stolika, gdzie zastępowali je panowie lub damy zbliżający się dla powi-

73