Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dokonali operacji duchowej, która nas wyzwala z powszedniego wyglądu rzeczy i daje nam spostrzegać analogje. Myśleli o tem, że jedzą obiad z tym czy z owym, że będzie to kosztowało mniejwięcej tyle a tyle, i że wrócą tu nazajutrz. I zdawali się absolutnie nieczuli na rozwijający się orszak młodych garsonów, którzy, nie mając zapewne w tej chwili pilnego zajęcia, obnosili procesjonalnie chleb w koszykach. Niektórzy z nich zbyt młodzi, ogłupiali od szturchańców, jakie im rozdawali po drodze starsi kelnerzy, wlepiali melancholijnie oczy w odległe marzenie, raźniejsi jedynie wtedy, gdy jakiś klient z hotelu w Balbec, gdzie niegdyś pracowali, poznał ich, zagadał i polecił im osobiście, aby sprzątnęli szampan „niemożliwy do picia”. co ich napełniało dumą.
Słyszałem pomruk swoich nerwów, w których była jakaś błogość niezależna od zewnętrznych zjawisk zdolnych mi jej udzielić; najlżejsze przemieszczenie mojego ciała, mojej uwagi, wystarczało aby mnie przejąć tą błogością, jak lekki ucisk daje zamkniętym oczom wrażenie barwy. Piłem już dużo porto i jeżeli jeszcze go żądałem, to nietyle w nadziei błogości, oczekiwanej od nowych kieliszków, ile wskutek tej jaką mi dały poprzednie. Pozwalałem muzyce prowadzić dowoli moją przyjemność ku każdej nucie, gdzie wówczas skłaniała się posłusznie. O ile — podobna w tem do owych fabryk chemicznych, dzięki którym produkuje się masowo ciała,

70