Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

su wyłania się głucho o ileż głębsze lecz bardzo ciasne wspomnienie tego że spadło na nas nieszczęście. Jeżeli zamiast nieszczęścia przyjdzie szczęście, może się zdarzyć, że aż w wiele lat później przypominamy sobie, iż największe wydarzenie naszego sercowego życia — przyczem nie mieliśmy czasu użyczyć mu długiej uwagi, niemal uświadomić go sobie — zdarzyło się na przykład na zebraniu towarzyskiem, dokąd udaliśmy się jedynie w oczekiwaniu tego wydarzenia.
W chwili gdy mnie Elstir zawołał aby mnie przedstawić Albertynie, siedzącej opodal, skończyłem najpierw jeść ciastko z kremem i poprosiłem z zainteresowaniem starszego pana (dopiero co poznałem go i ofiarowałem mu różę, którą podziwiał w mojej butonierce), aby mi udzielił szczegółów co do jarmarków normandzkich. To nie znaczy, aby prezentacja nie sprawiła mi przyjemności i nie przybrała w moich oczach niejakiej powagi. Co się tyczy przyjemności, poznałem ją oczywiście aż później, kiedy, wróciwszy do hotelu, zostawszy sam, stałem się z powrotem sobą. Przyjemności są jak fotografje. To co zdejmujemy w obecności ukochanej istoty, to jest negatyw; wywołujemy go później, znalazłszy się u siebie, kiedy mamy do dyspozycji ową wewnętrzną camerę obscurę, do której wejście jest „wzbronione”, dopóki jesteśmy wśród ludzi.
Jeżeli poznanie przyjemności opóźniło się w ten sposób dla mnie o kilka godzin, w zamian za to po-

160