Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 03.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tak żarliwie, żeśmy sądzili iż nie ujrzymy ich inaczej niż w marzeniu.
Ukojenie przyniesione przez obecną nadzieję poznania tych młodych dziewcząt kiedy będę miał ochotę, było mi tem cenniejsze, ile że nie mógłbym ich śledzić w następnych dniach zaprzątniętych bliskim wyjazdem Roberta. Babka pragnęła okazać memu przyjacielowi wdzięczność za tyle uprzejmości dla nas. Powiedziałem jej, że Robert uwielbia Proudhona i podsunąłem jej myśl sprowadzenia nabytych przez nią listów tego filozofa w autografie. Saint-Loup przyszedł je obejrzeć w dniu gdy przybyły; było to w wilję jego wyjazdu. Przeczytał je chciwie, obracając w ręku z szacunkiem każdą ćwiartkę, starając się zapamiętać każde zdanie; potem wstał, tłumaczył się przed babką że siedział tak długo, na co usłyszał w odpowiedzi:
— Ależ nie, niech je pan weźmie, to dla pana, poto je sprowadziłam, aby je panu ofiarować.
Wówczas ogarnęła go radość, której nie mógł opanować, niby stanu fizycznego objawiającego się bez udziału woli. Zrobił się szkarłatny jak dziecko które ukarano; wysiłki, jakie czynił (nadaremnie) aby powściągnąć miotającą nim radość, wzruszyły babkę bardziej niż wszystkie możebne podziękowania. Ale on, bojąc się iż źle wyraził swoją wdzięczność, nazajutrz jeszcze, wychylając się z okna lokalnej kolejki, którą jechał do swego garnizonu, prosił mnie aby go wytłumaczyć. Garnizon był w istocie

151