Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciec nie miał racji. Ale używanie „Mr”, o ile było zbyteczne, było jasne. Mniej jasny był inny zwyczaj, który objawił mi się w dniu tego śniadania, ale nie opatrzony komentarzem. W chwili gdym miał przejść z przedpokoju do salonu, kamerdyner wręczył mi długą i wąską kopertę, na której widniało moje nazwisko. Zdziwiony, podziękowałem mu, patrząc równocześnie na kopertę. Nie wiedziałem co mam z nią robić, jak cudzoziemiec nie wie co ma począć z owemi małemi przyrządami, podawanemi gościom do obiadu w Chinach. Ujrzałem, że koperta jest zaklejona; bałem się okazać niedyskretny, otwierając ją zaraz; włożyłem ją z inteligentną miną do kieszeni. Pani Swann napisała mi kilka dni przedtem, żebym przyszedł na śniadanie „w małem kółku”. Było jednak szesnaście osób; nic nie wiedziałem, że pomiędzy niemi znajduje się Bergotte. Pani Swann, która mnie przedstawiła kilku osobom, naraz, po mojem nazwisku, takim samym tonem (ot, jakgdybyśmy byli poprostu dwoma gośćmi, którzy będą jednako zadowoleni z wzajemnego poznania się) wyrzekła nazwisko słodkiego Śpiewaka o białych włosach. To nazwisko Bergotte wstrząsnęło mną jak wystrzał z rewolweru; ale instynktownie, dla zachowania kontenansu, skłoniłem się; nawprost mnie, jak owi prestidigitatorzy, gdy ukazują się nietknięci i w tużurku w dymie wystrzału, z którego ulatuje gołąbek, oddał mi ukłon człowiek młody, tęgi, mały, barczysty i krótkowzroczny, z czar-

185