Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cając spostrzegliśmy, idącą w naszym kierunku w towarzystwie dwóch innych pań, tworzących jakby eskortę, damę starszą, ale jeszcze piękną, otuloną w ciemny płaszcz, w małym kapelusiku wiązanym na wstążki pod brodą.
— A, to ktoś, kto pana zainteresuje, rzekł Swann.
Starsza dama, obecnie o trzy kroki, uśmiechnęła się do nas z pieszczotliwą słodyczą. Swann ukłonił się głęboko, pani Swann złożyła niski dyg i chciała ucałować rękę damy, podobnej do portretu Winterhaltera, która podniosła ją i uściskała.
— No, niechże pan nakryje głowę, no, rzekła do Swanna grubym, szorstkim nieco i poufale przyjacielskim głosem.
— Przedstawię pana jej Cesarskiej Wysokości, rzekła do mnie pani Swann.
Swann odciągnął mnie nieco na stronę, gdy pani Swann rozmawiała z Jej Wysokością o pogodzie i o zwierzętach świeżo sprowadzonych do ogrodu.
— To księżniczka Matylda, rzekł. Wie pan, przyjaciółka Flauberta, Sainte-Beuve’a, Dumasa. Pomyśl pan, bratanica Napoleona I! Oświadczali się o jej rękę Napoleon III i car rosyjski. Czy to nie interesujące? Niech pan do niej zagada. Ale wolałbym, żeby nas nie trzymała godzinę na nogach.
— Spotkałem Taine’a, który mi mówił, że się księżniczka pogniewała na niego, rzekł Swann.
— Postąpił sobie jak świnia, rzekła szorstkim głosem, wymawiając cauchon, tak jakby to było na-

177