Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co, jak łatwo pojąć, wróciwszy do domu siliłem się naśladować w nieustannem i rozkosznem ćwiczeniu). Czy Gilberta wie, że pan przyszedł? Zatem, do zobaczenia.
Co więcej, same te podwieczorki, które Gilberta wyprawiała dla przyjaciółek i które tak długo zdawały mi się jedną z najbardziej nieprzebytych przeszkód między nami, stały się teraz sposobnością widzenia się, o czem — jako dość świeżego jeszcze znajomego — zawiadamiała mnie pisemnie, za każdym razem na innym papierze listowym. Raz był ozdobiony błękitnym wypukłym pieskiem nad humorystycznym podpisem angielskim oraz wykrzyknikiem; to znów kotwicą; albo cyfrą G. S., przesadnie wydłużoną w prostokąt na całą wysokość stronicy, lub wreszcie imieniem Gilberta, to skreślonem na ukos w rogu złotemi literami, które naśladowały jej podpis i tworzyły zakrętas nad czarno odciśniętym otwartym parasolem; to ujętem w monogram w kształt chińskiego kapelusza, zawierający wszystkie głoski imienia wielkiemi literami, z których nie można było odczytać ani jednej. Wkońcu, ponieważ serja papierów listowych Gilberty, mimo iż liczna, nie była nieskończona, po szeregu tygodni ujrzałem, że wraca ten, który nosił, jak za pierwszym razem, godło: Per viam rectam nad rycerzem w hełmie, w medaljonie z oksydowanego srebra. I każdy papier miał swój specjalny dzień, wedle pewnego symbolicznego klucza, jak myśla-

118