Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem wówczas, ale teraz sądzę iż dlatego, że Gilberta starała się spamiętać gatunki papieru użyte w swojej korespondencji, tak aby, o ile można, nie pisać nigdy na tym samym, przynajmniej do osób, dla których zadawała sobie fatygę.
Ponieważ, wskutek odmiennych godzin lekcyj, jedne przyjaciółki Gilberty żegnały się już w chwili gdy inne dopiero przybywały, już od schodów słyszałem dobywający się z przedpokoju szmer głosów, który, mocą wzruszenia o jakie mnie przyprawiała ta imponująca uroczystość, zrywał nagle, nim wszedłem do sieni, więzy łączące mnie jeszcze z poprzedniem życiem i odejmował mi zgoła pamięć o tem, że mam zdjąć szalik skoro się znajdę w cieple i uważać na godzinę, aby nie wrócić za późno.
Schody te, całe z drzewa, jak je robiono wówczas w niektórych czynszowych domach w owym stylu Henri II, który był długi czas ideałem Odety a z którego miała niebawem wyróść, opatrzone tabliczką bez odpowiednika w naszym domu, gdzie czytało się słowa: „Nie wolno się posługiwać windą do jazdy w dół”, zdawały mi się czemś tak wspaniałem, że opisałem je rodzicom jako starożytne schody, przywiezione z bardzo daleka przez pana Swanna. Moja miłość prawdy była taka, że nie wahałbym się podać tego objaśnienia nawet gdybym wiedział że jest fałszywe, ponieważ ono jedno mogło narzucić rodzicom mój własny szacunek dla godności schodów państwa Swann. Tak wobec igno-

119