Strona:Marcel Proust - Wpsc02 - W cieniu zakwitających dziewcząt 01.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nienia, że jestem już dość nerwowy, że taka kuracja i taka djeta wyniszczą mnie. W oczach Cottarda, tak niespokojnych jakby się obawiał spóźnić na pociąg, ujrzałem że profesor pyta sam siebie, czy się nie dał uwieść swojej wrodzonej łagodności. Starał się sobie przypomnieć, czy pamiętał przybrać zimną maskę, jak ktoś sprawdza w lustrze, czy nie zapomniał zawiązać krawata. W tej niepewności, jakby chcąc na wszelki wypadek nadrobić zaniedbanie, odpowiedział niegrzecznie:
— Nie mam zwyczaju dwa razy powtarzać swoich przepisów. Niech mi pani da pióro. I zwłaszcza mleko. Później, kiedy przetniemy ataki i bezsenność, zgadzam się na trochę zupy, potem purée, ale wciąż mleko, mleko. Oto jest moje mleczenie. (Uczniowie jego znali ten kalambur, który profesor popełniał w szpitalu za każdym razem kiedy choremu na serce lub wątrobę zalecał mleczną djetę). Potem chory wróci pomału do zwykłego trybu życia. Ale za każdym razem kiedy się zjawia kaszel i dusznica, znów przeczyszczenie, lewatywy, łóżko, mleko.
Profesor wysłuchał z lodowatą twarzą, bez odpowiedzi, ostatnich zastrzeżeń matki, i kiedy odszedł, nie racząc podać motywów tej kuracji, rodzice uznali ją za niewłaściwą dla mojej choroby, za niepotrzebnie osłabiającą, i nie spróbowali jej. Starali się oczywiście ukryć przed profesorem swoje nieposłuszeństwo, i dle pewności unikali domów, gdzie-

109