Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jem inkognita, które znajomi, mówiąc o tych kobietach, zwykli byli uchylać dla lepszego porozumienia się. Sądząc że Piękno — w hierarchji żeńskich elegancyj — rządzi się tajemnemi prawami, w których wiedzę kobiety te były wtajemniczone i miały moc zrealizowania ich, zgóry przyjmowałem jako rewelację harmonję ich tualet, zaprzęgów, tysiąc szczegółów, w których składałem moją wiarę, niby tajemną duszę, dającą owej nietrwałej i zmiennej całości jednolitość arcydzieła.
Ale ja pragnąłem widzieć panią Swann, czekałem aż będzie przechodziła, wzruszony tak jakby to miała być Gilberta. Rodzice Gilberty, przepojeni dla mnie, jak wszystko co ją otaczało, jej urokiem, budzili we mnie tyleż miłości co ona, a nawet boleśniejsze wzruszenie, skoro styczność ich z Gilbertą była ową tajemną częścią życia Gilberty mnie wzbronioną; budzili wreszcie we mnie owo uczucie czci, jakie zawsze mamy dla osób posiadających nieograniczoną możność czynienia nam złego. Bo dowiedziałem się niebawem, jak się okaże, że oni nie lubili abym ja się bawił z Gilbertą. W hierarchji estetycznych zalet i światowego wykwintu, przyznawałem pierwszeństwo prostocie, kiedym widział panią Swann pieszo, w sukiennym kontusiku, w toczku przybranym skrzydłem lofofora, z bukietem fiołków przy staniku, spieszącą się,

236