Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiła mi jeszcze ostatniego dnia (pan wie, że w wilję wyjazdu najlepiej się rozmawia): „Nie powiadam żeby Odeta nas nie lubiła; ale wszystko co my jej mówimy niewieleby zaważyło przy tem coby jej powiedział Swann.” Och, mój Boże, konduktor już zatrzymuje, gadu gadu i byłabym przepuściła ulicę Bonaparte... Będzie pan łaskaw powiedzieć mi, czy moja egretka trzyma się prosto?
I pani Cottard, wyjąwszy rękę z mufki, podała Swannowi dłoń w białej rękawiczce, z której wydzieliła się, wraz z biletem na „przesiadkę”, wizja wielkiego świata pomieszana z zapachem benzyny, i wonią swą napełniła omnibus. I Swann uczuł przypływ czułości dla pani Cottard, tyleż co dla pani Verdurin i niemal tyle co dla Odety, uczucie bowiem, jakie żywił dla niej, nie pomieszane już z bólem, zaledwie że było jeszcze miłością. I rozczulonym wzrokiem patrzał z platformy za doktorową, jak mężnie wkracza w ulicę Bonaparte z wysoko sterczącą egretką, jedną ręką unosząc spódnicę, drugą trzymając parasolkę i porte-cartes, którego cyfry pokazywała, piętrząc przed sobą mufkę.
Aby przeciwdziałać chorobliwym uczuciom jakie Swann żywił dla Odety, pani Cottard, lepszy terapeuta niżby nim był jej mąż, zaszczepiła obok nich inne, normalniejsze; wdzięczność, przyjaźń, uczucia które w umyśle Swanna miały uczynić Ode-

168