Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o panu. I zgaduje pan, że to co mówi nie jest dla pana niepochlebne. Jakto! Pan wątpi? rzekła widząc sceptyczny gest Swanna.
I porwana szczerością przekonania, nie wkładając zresztą żadnej złej myśli w zwrot który brała jedynie w sensie serdecznej przyjaźni, ciągnęła:
— Ależ ona ubóstwia pana! Och, nie radziłabym nikomu powiedzieć przy niej ani tyle przeciw panu! Ładnieby się wyglądało! Przy każdej okazji, kiedyśmy oglądali naprzykład jakiś obraz, ona mówiła: „A, gdyby Swann tu był, onby nam zaraz powiedział, czy to jest autentyk. Nikt się na tem tak nie rozumie jak on”. I co chwila pytała: „Co on może robić w tej chwili? Żeby tylko pracował trochę! To nieszczęście, człowiek taki zdolny, żeby był taki leń. (Pan mi daruje, nieprawdaż). W tej chwili widzę go, myśli o nas, pyta się gdzie my jesteśmy”. Powiedziała nawet coś, co mi się wydało bardzo ładne. Kiedy pan Verdurin spytał: „Ależ pani Odeto, jak pani może wiedzieć, co Swann robi w tej chwili, skoro pani jest o siedemset mil?” Wówczas Odeta odrzekła: „Nic nie jest niepodobne dla oka przyjaźni”. Nie, przysięgam panu, nie mówię tego żeby panu zrobić przyjemność, ale ma pan w niej szczerą przyjaciółkę, taką jakich nie miewa się dużo. Powiem panu zresztą, jeżeli pan o tem nie wie, jest pan bez konkurencji. Pani Verdurin mó-

167