Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mawiamy, rzekł do gospodyni, która właśnie weszła.
— Ależ tak, właśnie to sobie mówiłam. Jacy oni są grzeczni! Haha! teraz przychodzi się do mnie na rozmowę. Jeden książę powiadał mi kiedyś, że tu jest o wiele przyjemniej niż u jego żony. Zdaje się, że teraz w świecie one wszystkie mają taki fason, że to istny skandal. Zostawiam państwa, jestem dyskretna.
I zostawiła Swanna z dziewczyną z błękitnemi oczami. Ale Swann niebawem wstał i pożegnał ją; była mu obojętna, nie znała Odety.
Malarz zachorował i doktór Cottard poradził mu podróż morską; ten i ów z „wiernych” chciał się wybrać z nim razem. Verdurinowie nie mogli się pogodzić z tem aby mieli zostać sami; wynajęli jacht, potem kupili go, i w ten sposób Odeta odbyła liczne podróże. Za każdym jej wyjazdem po jakimś czasie Swann czuł, że zaczyna się od niej odrywać; ale, jakgdyby ta odległość moralna była w proporcji do odległości fizycznej, z chwilą gdy wiedział że Odeta wróciła, nie mógł wytrwać aby jej nie widzieć. Pewnego razu, Verdurinowie wyjechali tylko na miesiąc; ale czy że przyszła im pokusa w drodze, czy że pan Verdurin chytrze ułożył rzecz zgóry aby zrobić przyjemność żonie a zakomunikował to wiernym aż później, dość że z Al-

163