Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ona nie ukryła kogoś, kogo chciała udręczyć zazdrością lub rozpłomienić żądzą.
Czasami szedł do domów schadzek, spodziewając się dowiedzieć czegoś o niej, ale nie śmiejąc jej wymienić. „Mam jedną dziewczynkę, która się panu spodoba”, mówiła gospodyni. I Swann spędzał godzinę, rozmawiając smutno z jakąś biedną dziewczyną, zdziwioną, że gość nie żąda nic więcej. Jedna z nich, młoda i śliczna, rzekła raz: „Chciałabym znaleźć przyjaciela; wówczas mógłby być pewny, że nie poszłabym już z nikim. — Doprawdy, myślisz że to możliwe jest aby kobietę wzruszyło kiedy ktoś ją kocha, że mogłaby nie zdradzać? spytał Swann trwożliwie. — Rozumie się! To zależy od usposobienia.”
Swann nie mógł się wstrzymać, aby nie mówić dziewczętom rzeczy, któreby się spodobały księżnej des Laumes, Tej, która szukała przyjaciela, rzekł:
— To ładnie, włożyłaś niebieskie oczy koloru swojego paska.
— Pan także ma błękitne mankiety.
— Jaką my subtelną rozmowę prowadzimy jak na tego rodzaju zakład! Nie nudzę cię, jesteś może zajęta?
— Nie, mam czas. Gdyby mnie pan nudził, powiedziałabym. Przeciwnie, lubię jak pan rozmawia.
— Bardzo mi to pochlebia. Prawda że ładnie roz-

162