Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pel rosy, trochę szronu, od którego główka musi cierpnąć. To śliczne, droga księżno.
— Jakto, księżna umyślnie przybyła z Guermantes? Ależ to za wiele! Nie wiedziałam, wykrzyknęła naiwnie pani de Saint-Euverte, nie oswojona ze stylem Swanna. Poczem, patrząc na uczesanie księżnej, dodała: — Ależ prawda, to naśladuje... jak mam powiedzieć, nie kasztany, nie, och! to czarująca myśl: ale skąd księżna mogła znać mój program? Panowie muzycy nawet mi go nie zakomunikowali.
Swann, przywykły wobec kobiety z którą zachował język tkliwej galanterji mówić subtelne rzeczy, niezrozumiałe dla wielu światowców, nie raczył pani de Saint-Euverte wytłumaczyć przenośni. Co się tyczy księżnej, zaczęła się śmiać do rozpuku, ponieważ dowcip Swanna był bardzo ceniony w jej koterji, a także dlatego, że wszelki komplement zwrócony do niej wydawał się jej pełen delikatnego wdzięku i nieodpartego humoru.
— Cudownie, zachwycona jestem, panie Lolu, jeżeli moje głogi spodobały się panu. Czemu się pan kłania tej Cambremer, czy i pan także jest jej sąsiadem?
Widząc że księżna zadowolona jest z towarzystwa Swanna, pani de Saint-Euverte oddaliła się.
— Ależ i pani także jest jej sąsiadką, księżno.

109