Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 03.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szona przez nią samą. O, widzi pan, generale, zdaje mi się, że Swann kłania się pańskiej Cambremer; o tam... jest koło mamy Euverte, nie widzi pan! Niechże go pan poprosi, żeby pana przedstawił. Ależ niech się pan spieszy, już się żegna.
— Zauważyła pani, jak on fatalnie wygląda? rzekł generał.
— Mój drogi Lolo! Och, nareszcie przychodzi; zaczynałam przypuszczać, że on mnie nie chce widzieć!
Swann bardzo lubił księżnę des Laumes, przytem widok jej przypominał mu Guermantes sąsiadujące z Combray, całe te strony które tak lubił i dokąd już nie jeździł aby się nie oddalać od Odety. Uciekając się do owych wpół artystycznych wpół dwornych form, któremi umiał się spodobać księżnej i które odnajdywał bezwiednie kiedy się na chwilę zanurzył w dawnem środowisku, a równocześnie chcąc sam dla siebie dać upust swojej nostalgji, ozwał się tak, aby go równocześnie słyszała pani de Saint-Euverte, do której mówił, i księżna des Laumes, dla której mówił: — Och, nasza urocza księżna! Widzi pani, umyślnie przybyła z Guermantes, aby usłyszeć Świętego Franciszka z Asyżu. Niby mała sikorka ledwie miała tyle czasu aby dziubnąć parę owoców tarniny, parę głogów i włożyć je sobie na głowę. O, jest nawet parę kro-

108