Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie porwali bandyci, wówczas, przekonany że ojciec ma zbyt wiele wpływu u najwyższych potęg, zbyt nieodparte listy polecające do Pana Boga, aby moja choroba lub uwięzienie mogły być czemś innem niż czczą i niegroźną komedją, czekałbym spokojnie nieuchronnego i szczęśliwego obrotu, godziny oswobodzenia lub wyzdrowienia. Może ten brak talentu, ta czarna dziura ziejąca w moim mózgu kiedym szukał tematu do przyszłych utworów, jest również tylko bezpodstawnem złudzeniem, które pierzchnie dzięki interwencji ojca; musiał to ułożyć z rządem i z opatrznością, że ja będę pierwszym pisarzem swojej epoki. Ale innym razem, podczas gdy rodzice niecierpliwili się że zostaję w tyle i nie podążam za nimi, moje obecne życie, zamiast mi się wydawać sztucznym tworem ojca, mogącego je zmieniać wedle ochoty, wydawało mi się przeciwnie czemś określonem rzeczywistością, która nie jest stworzona dla mnie, wobec której niema protestu, w której łonie nie posiadam sprzymierzeńca i która nie kryje nic poza nią samą. Zdawało mi się wówczas, że istnieję w taki sam sposób jak inni ludzie; że się zestarzeję, umrę jak oni, i że poprostu tylko należę do tych którzy nie mają talentu. Toteż, zniechęcony, wyrzekałem się na zawsze literatury, mimo zachęty jakiej mi nie szczędził Bloch. To wewnętrzne, bezpośrednie poczucie wła-

69