Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozmowy, kolega do któregom zagadał, dopieroco oddawał się przyjemnościom konwersacji i miał ochotę czytać teraz w spokoju. Kiedy ja myślałem o rodzicach z czułością i powziąłem właśnie jakieś postanowienie wielce rozsądne i zdolne ich ucieszyć, oni zużyli ten sam czas na to, aby się dowiedzieć o jakiemś drobnem przestępstwie o którem zapomniałem i które wyrzucali mi surowo w chwili gdy ja się im rzucałem na szyję.
Czasami, z egzaltacją jaką rodziła we mnie samotność, łączyła się inna, której nie umiałem dobrze odróżnić od tamtej; żądza ujrzenia nagle wieśniaczki, którą mógłbym wziąć w ramiona. Towarzysząca owemu pragnieniu rozkosz — zrodzona nagle, wśród bardzo odmiennych myśli, tak że nie miałem czasu związać jej ściśle z jej przyczyną — wydawała mi się jedynie wyższym stopniem rozkoszy jaką mi dawały owe myśli. Poczytywałem ją za jeden urok więcej wszystkiego co było w tej chwili w mojej duszy: różowego odblasku dachówki, zieleni, wioski Roussainville dokąd pragnąłem od dawna się wybrać, drzew, wieży; przypisywałem swoje nowe wzruszenie wszystkim tym rzeczom, tem bardziej upragnionym przez to żem je brał za przyczynę mego stanu. Zdawało mi się że owo wzruszenie chce mnie jedynie nieść ku nim szybciej, kiedy wzdymało mój żagiel potężnym, nieznanym i błogim powie-

41