Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła, wówczas gdy już zamknęła drzwi wszystkim innym. Kiedy się dowiadywał o jej zdrowie (była jedyną osobą w naszym domu, którą starał się jeszcze widywać), kazała mu odpowiadać, że jest zmęczona, ale że go przyjmie następnym razem. Podobnie i tego wieczora rzekła: „Owszem, któregoś dnia, kiedy będzie ładnie, wybiorę się powozem aż do bramy parkowej”. Mówiła szczerze. Byłaby chętnie ujrzała Swanna i Tansonville, ale chęć wystarczała resztce jej sił; urzeczywistnienie przekraczałoby je. Czasami, z piękną pogodą wracało cioci Leonji nieco energji; wstawała, ubierała się; ale zmęczenie ogarniało ją nim przeszła do drugiego pokoju; — kładła się z powrotem do łóżka. Zaczęła się dla niej — wcześniej tylko niż się to dzieje zazwyczaj — owa wielka rezygnacja starości, która się gotuje na śmierć, spowijając się w swoją larwę. Można obserwować ten stan z końcem zbyt przewlekających się egzystencyj, nawet między dawnymi i najczulszymi kochankami, między przyjaciółmi związanymi najbardziej duchową więzią; począwszy od pewnego roku przestają podejmować trud widywania się, przestają do siebie pisywać i wiedzą że już się nie spotkają na tym świecie. Ciocia Leonja musiała doskonale wiedzieć, że już nie ujrzy Swanna, że już nigdy nie opuści domu, ale to ostateczne odcięcie musiało jej być dosyć łatwe przez tę właśnie ra-

21