Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zawsze od kochania dosyć. Nie wspomniał Odecie o quiproquo, sam już o niem nie myślał. Ale chwilami, jakiś odruch jego myśli natykał się bezwiednie na owo wspomnienie; potrącał je, wtłaczał je głębiej, i Swann odczuwał nagły i głęboki ból. Bólu tego — tak jakby to był ból fizyczny — myśl Swanna nie mogła zmniejszyć; ale na bólu fizycznym — dlatego właśnie że jest niezależny od myśli — myśl może bodaj skupić się, stwierdzić że się zmniejszył, że nagle ustał. Tutaj, myśl odnawiała ten ból samym faktem przypominania go sobie. Chcieć o nim nie myśleć, jeszcze znaczyło myśleć o nim, cierpieć od niego. I kiedy, rozmawiając z przyjaciółmi, Swann zapominał o swojem cierpieniu, nagle jakieś słowo sprawiało że mienił się na twarzy, niby ranny którego urazi ktoś niezręczny w czułe miejsce. Kiedy opuszczał Odetę, był szczęśliwy, czuł się spokojny, przypominał sobie jej uśmiech, drwiący kiedy mówiła o kimś innym, a tkliwy dla niego; czuł ciężar jej głowy, gdy ją skłania, upuszcza jakby mimowoli na jego wargi, jak wówczas pierwszy raz w powozie; widział omdlewające spojrzenie jakie miała w jego objęciach, kiedy wtulała w jego ramię pochyloną głowę.
Ale natychmiast zazdrość — jakgdyby była cieniem jego miłości — zasycała się dubletem owego nowego uśmiechu, którym Odeta obdarzyła go tegoż

239