Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niej; rozmowa urwała się. Męski głos, w którym Swann silił się rozpoznać kogoś ze znajomych mu przyjaciół Odety, spytał:
— Kto tam?
Swann nie był pewny, czy poznaje ten głos. Zapukał jeszcze raz. Ktoś otworzył okno, potem okiennice. Teraz nie było już sposobu się cofnąć. Skoro Odeta miała wszystko wiedzieć, tedy, aby się nie wydać zbyt nieszczęśliwym, zbyt zazdrosnym i ciekawym, Swann poprzestał na tem, że krzyknął swobodnie i wesoło:
— Nie deranżuj się, przechodziłem tędy, spostrzegłem światło i chciałem zajrzeć czy już cię głowa nie boli.
Popatrzył. Stali przed nim w oknie dwaj starsi panowie, jeden z nich trzymał lampę. Swann ujrzał pokój, całkowicie nieznany. Mając zwyczaj, kiedy przychodził do Odety bardzo późno, poznawać jej okno po tem, że to jedno było oświetlone, Swann pomylił się i zapukał do sąsiedniego okna w domu obok. Oddalił się przepraszając i wrócił do siebie, szczęśliwy, że zadowolenie ciekawości zostawiło ich miłość nietkniętą, i że, po tak długiem maskowaniu się wobec Odety, zazdrością swoją nie dostarczył jej dowodu iż kocha ją za bardzo; który to dowód, między dwojgiem kochanków, zwalnia drugą stronę na

238