Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nerwowa, nieco nadąsana, odparła:
— Nie, kochanie, żadnych katleji dzisiaj; widzisz że jestem cierpiąca.
— Toby ci może dobrze zrobiło, ale nie nalegam.
Poprosiła, aby zgasił światło przed wyjściem; sam zasunął firanki przy łóżku i odjechał. Ale, kiedy się znalazł w domu, przyszła mu nagle myśl, że może Odeta oczekiwała kogoś tego wieczora, że udawała tylko zmęczenie i że prosiła aby zgasił światło jedynie poto aby udać iż będzie spała; ale że natychmiast po jego odejściu zaświeciła z powrotem i wpuściła tego kto z nią miał spędzić noc. Swann popatrzył na zegarek; upłynęło mniejwięcej półtorej godziny od czasu jak się rozstali. Wyszedł, wziął fiakra i kazał stanąć w pobliżu willi Odety w uliczce prostopadłej do tej która przylegała do tyłów domu. Czasem zachodził tamtędy, aby pukać do okna sypialni. Wysiadł z dorożki; wszystko było czarne i puste dokoła; w kilka kroków znalał się prawie pod jej oknem. W ciemności wszystkich okien zgaszonych oddawna, ujrzał jedno, z którego sączyło się światło przez okiennice, wyciskające jego tajemniczy i złocisty miąższ. Przez tyle innych wieczorów, kiedy Swann, już z daleka, wchodząc w ulicę, spostrzegł to światło, cieszyło go ono i zwiastowało mu: „ona tam jest i czeka na ciebie”. Ale teraz dręczy-

234